środa, 22 kwietnia 2015

Kwiaty klonu

Z kwiatami klonu to jest tak: potrzebna jest drabina i grabie. Mój ogród jest wiekowy więc klony wysokie. Trzeba wleźć na drabinę i grabiami przyciągnąć gałąź. A potem to już łatwo. Zalać gorąca wodą, odczekać i pić. Albo smażyć w cieście naleśnikowym. Ja robię takie bez jajka, za to trochę cukru daję. Malutko. A jak się klonowe kwiaty trochę wczesniej do ciasta wrzuci i odczeka to ono całe nasiąka tym miodowym smakiem i zapachem. Jeszcze mam pomysł ze smażeniem w głębokim oleju ale to już nastepnym razem.

fot. Kinga Kłosińska

A cała inspiracja z cudownego bloga pani Małgorzty Kalemba - Drożdż:
 http://pinkcake.blox.pl/2015/04/Kwiaty-klonu-w-ciescie-i-pyszny-napar-klonowy.html 

fot. Kinga Kłosińska

Co do właściwości leczniczych to cudów nie ma. Sok lekko oczyszcza organizm i wzmacnia. Za to ma masę cukrów co mnie osobiście bardzo satysfakcjonuje.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Dxui

Był zmęczony.  Delikatnie poruszył  liśćmi i wtedy jak zawsze  ogarnął go błogi spokój. Chłonął każdy powiew powietrza.  Czasem przysiadał na nim srebrnoskrzydły owad delikatnie łaskocząc  pazurkami.  Bardziej wyczuwał niż widział każde drgnienie życia wokół siebie. Słuchał pieśni słońca i szumu wiatru. Czuł jak młode pędy trawy z cichym szelestem przebijały ostatnie warstwy ziemi aby wreszcie spojrzeć w słońce. O zachodzie  w  zielonych żyłkach jego liści, jak każdego wieczoru, zacznie wirować  krew. Powróci do siebie tylko po to, by następnego ranka znowu poddać się falom nieskończonej wyobraźni .  Z czułością będzie przymierzał do swego ciała kształty liści, obmyślał kolory kwiatów i splątane ścieżki korzeni.  Był już ptakiem, drzewem i ważką.  Czuł mrowienie delikatnych gałązek płomiennego krzewu , mierzył  kolce i mięsiste ciała kaktusów,  poruszał skrzydłami i  poddawał się pulsowaniu soków w  pąkach akacji.  Poznał wszystkie szlaki wędrownych ptaków i skurcz mięśni tygrysa szykującego się do ataku.   Dxui wiedział, że kiedy poczuje pod brzuchem gorący piasek , a jego małe zwinne ciało wsunie się w szczelinę pod wygrzanym słońcem kamieniem będzie mógł odpocząć .  Usłyszy wtedy szept księżyca.


tusz, akryl na papierze, Kinga Kłosińska

Dxui - istota stwórcza ludu San (Buszmenów) z południowo-zachodniej Afryki. Jedna z wersji mitu opowiada, jak w pierwszym i drugim dniu stworzenia świata, po wschodzie słońca, Dxui był kwiatem, a w nocy człowiekiem. Trzeciego dnia był drzewem z owocami, a po zachodzie słońca znowu człowiekiem. Następnego dnia stał się drzewem z owocami ukrytymi wśród cierni. Kiedy pojawiła się pierwsza kobieta spróbowała zerwać owoc. Wówczas drzewo zniknęło, a kobieta padła z płaczem na ziemię i umarła. Następnie Dxui stawał się muchą, wodą, kwiatem, ptakiem, a potem zastawiaczem sideł i pożeraczem ptaków. Wkrótce ponownie stał się człowiekiem, ale inni ludzie polowali na niego. Stał się więc wielkim ptakiem i odleciał do swoich rodziców. Kiedy ojciec rozpoznał go Dxui znów stał się człowiekiem. Po śmierci Dxui stał się jaszczurką, która jest podobno najstarszym zwierzęciem na świecie.


piątek, 10 kwietnia 2015

Leza

Przyszli prosić o deszcz na skraj ziemi. Dalej nie było już nic. Spalone grudki piasku z szelestem osuwały się w dół niknąc w falującym od upału powietrzu. Biała tarcza słońca oddychała równomiernie upałem. Przy każdym wdechu od jej powierzchni odrywały  się skwierczące płatki  metalu wirując w powietrzu jak jadowite motyle. Z sykiem opadały na piach tworząc złotobrunatne wrzące kałuże.  Zbici w ciasną gromadę stali w upale. Czekali. Rozparty na ich plecach wiekowy Leza przysłuchiwał się ze skupieniem modlitwie.  Szum, który dawno już zamieszkał w starczych uszach zagłuszał słowa. Powoli odgadywał ich sens.
Drugiego dnia od północy zaczęła nadciągać wilgotna mgła. Słońce wstrzymało oddech. 


technika własna, Kinga Kłosińska



LEZA (Afryka Środkowa) , Najwyższy Bóg władający niebem i zsyłający deszcz i wiatr. Leza siedzi na plecach wszystkich ludzi i nikt nie może się od niego uwolnić. Mówi się, że się postarzał i dziś już nie słyszy ludzkich modlitw tak dobrze jak kiedyś. 
źródło:  http://www.satanorium.pl/symbolika/62

wtorek, 7 kwietnia 2015

Mag

W czasie świąt nie ma czasu na pisanie. W czasie świąt się je i rozmawia. A czasem jak już energia i kreatywność rozsasdza łapie się za pędzel. Można wtedy robić wszystko naraz - rozmawiać, malować i jeść.

technika własna, Kinga Kłosińska


Łódź sunęła w ciszy po wyblakłej powierzchni morza. Na horyzoncie mlecznobeżowa  woda podwijała się lekko na brzegach przypominając  spłowiały różowy aksamit. Cytrynowożółte śliskie nenufary odbijały setki maleńkich księżyców. Mag otarł wilgotne czoło. Bambusowy kij, którym wiosłował nieprzerwanie od dwóch dni wyślizgiwał  się ze spoconych dłoni. Było tak upalnie, że gwiazdy spływały z nieba niczym ciężkie krople syropu. .

A wszystko to z tęsknoty za gęstym, lepkim, tropikalnym upałem. 

czwartek, 2 kwietnia 2015

Człowiek w żółto-czarnej kurtce

Królową trzmieli coś wyrwało  z zimowego snu.  Właściwie nie było to nic konkretnego.  To coś, co ludzie nazywają instynktem. Coś, co działo się samo, ponad wszystkim i nie zważało zupełnie na  fakt, że strasznie jeszcze chciało jej się spać, a na zewnątrz daleko było do przyjemnych upałów. Po prostu nagle poczuła, że przyszedł czas.
Leniwie rozprostowała odnóża zdrętwiałe jeszcze od zimowego bezruchu i wyjrzała z przytulnej norki. Wiosenny wiatr połaskotał żółto-czarne pasy włosków na odwłoku. Słońce grzało pachnącą wilgocią ziemię.

Człowiek siedział w wygodnym fotelu i trochę się nudził. Telewizor, herbata, niby wszystko tak jak zwykle ale wiosenne słońce obudziło coś w środku człowieka. Ledwo zauważalny niepokój, jakąś smużkę zniecierpliwienia. Wstał leniwie się przeciągając, narzucił na ramiona żółto-czarną kurtkę i wyjrzał na słoneczną werandę.

Królowa trzmieli wiedziała, a właściwie to coś w niej wiedziało,  że czas znaleźć nowe mieszkanie, gdzie będzie mogła zbudować misterne plastry i złożyć w nich mnóstwo jajeczek. Po kilku dniach z plastra wydostaną się zastępy młodziutkich trzmieli -  jej nowa rodzina. Strząsnęła ze szklistych skrzydełek resztki snu i leniwie wzbiła się w powietrze. Poczuła głód.
Kilka godzin lotu. Słońce zniknęło za grubą warstwą deszczowych chmur, a ona coraz bardziej opadała z sił. Pełne nektaru kwiaty były wciąż jeszcze zamknięte w mięsistych pąkach. Wyczerpana opadła na zimny piasek. Poczuła koniec. Leżała bez ruchu, znużona i odrętwiała zmęczeniem. Wielkie krople wiosennego deszczu rozbijały się o ubrudzone piaskiem skrzydełka.

Pod zmęczone ciałko coś podsunęło suchy liść. Coś dużego, różowego i ruchliwego. Poczuła bijące ciepło. Nad królową pochylił się człowiek. Żółto-czarna kurtka ociekała wodą.
Zupełnie nie zauważyła kiedy znalazła się na ogrzanym kamyku. W zagłębienie człowiek wlał słodki, cukrowy syrop. Królowa piła i piła, coraz pełniejsza i syta. Ciepło bijące od ludzkiej dłoni dodawało sił.

Człowiek przygotował dla niej wygodne gniazdo w koszyku. Tak w każdym razie sądził. Była tam brązowa ziemia z doniczki, kilka uschniętych liści i pęczek świeżo wyrośniętej trawy. Królowa usiadła niezdecydowana na liściu. Miejsce wyglądało bezpiecznie.  Ale to nie było TO miejsce. Miejsce, w którym będzie mogła założyć nowe królestwo. Znowu odezwało się to coś, silniejsze niż wszystko inne. Leć, leć - wołało - Musisz być wolna, musisz znaleźć swój własny dom.
Królowa zebrała wszystkie siły i odleciała w chłodny zamglony wieczór.

Człowiek stał smutny i patrzył za znikającym żółto-czarnym punkcikiem.
- Miałaś tu ciepło i bezpiecznie - pomyślał - Mogłaś poczekać chociaż do rana.
Wszedł do swojego wygodnego domu, rozejrzał się po pokoju i zza tapczanu wyciągnął zakurzony plecak.

Księżyc, jak każdego wieczoru, rozpoczął swoją wędrówkę.

fot. Kinga Kłosińska

A przy okazji taki ważny link. Zróbmy pszczołom poidełka na lato. I tak mają ciężko i coraz ich mniej.

http://www.whydontyoutrythis.com/2014/06/make-bee-waterer-and-help-hydrate-our-pollinators.html