środa, 25 lutego 2015

Obcy na plaży

Z natury jestem szczera i dobrze mi z tym. Więc będzie bardzo szczerze. Jestem, ha – byłam, tym rabinem co to losu nie wykupił na loterii i użala się nad sobą. Użala - mało powiedziane.  Szarpie szaty, nie sypia po nocach, łka w psa i tonie w beznadziei. Tak było. Strach przed porażką paraliżuje. Wieczne poczucie niespełniania oczekiwań podgryza skrzydła. Wiszą teraz na jednym piórze ale wciąż są. Nawet nie wiem czyje to oczekiwania, cudze czy moje. Siedziałam tak z tym przez ostatnie pięć lat i przegryzałam się przez beton. Prawda jest fajna ale boli. Mnie bolała jak diabli. Rozpoznanie własnych szaleństw, dotarcie do duszy, dekonstrukcja czy jak to inaczej nazwać dało mi popalić. Ale za to jestem teraz szczupła. No dobra – wychudzona i z podkrążonymi oczami.
Kiedy pisałam, zadzwonił telefon. Przyjaciółka, bliska sercu. Kłopoty z mężem, kłopoty w pracy, polityka, świat. Słuchałam, słuchałam… potem coraz mniej uważnie, spoglądałam w ekran komputera, zagapiłam się na obrazek z księżycem. Powoli odpływałam. I poczułam, że jeśli przejdziesz, przepłyniesz cały ten syf tak mocno, głęboko, patrząc uważnie i wyjdziesz potem, to czujesz, jakbyś właśnie przepłynął ocean. Jesteś czysty i błyszczący. Co prawda z majtek ciągną się jeszcze wodorosty i cały jesteś w soli ale wiesz, że to wyschnie. A na starą plażę nie ma powrotu. No chyba, że uprzesz się i jeszcze rozdepczesz po drodze kilku Aniołów. Jesteś tam obcy. To wiesz tylko ty ale z czasem niektórzy ludzie, ci których dobrze znasz, odsuną się od ciebie. Może wrócą znowu, może nie. Jak do kogoś zupełnie nowego.
Nie będzie więcej o depresjach i załamaniach na blogu.  Ale blog będzie. Nie robiłam dotąd mnóstwa rzeczy, bo nie wierzyłam, że to może komuś się spodobać. A może nie robiłam zbyt wiele, bo wygodniej być fałszywie skromnym i leniwym. Ach… i być ofiarą złego losu. Aż zaczęło robić się samo. I się robi. Powoli, bo dopiero uczy się siebie i swoich talentów. Powoli, bo lęki wciąż łapią za sweter, a wodorosty ciągną się jeszcze trochę po piasku.


technika własna na papierze A4

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powodzenia, Ruda :) Ty tak ładnie piszesz, że ono – powodzenie – na pewno przyjdzie, i to niedługo. A ja z przyjemnością będę Cię tutaj czytać! Pozdrawiam, Aldona
    P.S. Poprzednia wersja była z błędem, więc ją usunęłam. Treść ta sama. Uściski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cha cha cha.... dziękuję Aldona. Niech przychodzi. Ściskam ciepło.

    OdpowiedzUsuń