czwartek, 26 lutego 2015
Mantra
Obudziłam się
zmarznięta. W piecu dawno wygasło. Zmięta i skurczona naciągnęłam kaptur bluzy
na głowę i spod zaszronionej płachty wyciągnęłam drewno. Sąsiad z daleka
krzyczy „Dzień Dobry, Dzień Dobry”. Jaki dobry? Klęczę przed piecykiem od pół
godziny. Dziś ogień nie jest dla mnie łaskawy. Powoli, patyk po patyku, gazeta,
dmucham, gaśnie, patyk, od nowa. Zapłonął. Dziękuję. Zgasł. Trzaskam
drzwiczkami, dolne, górne, dolne, zamknąć , otworzyć, dym, ogień, dym, dym,
kaszlę, zgasło.. Patyki, gazeta, otworzyć, podmuchać. Patyki. Płonie! Mantra
ognia, lekcja cierpliwości. Składam ręce do serca z wdzięczności. Wciąż zimno.
Woda na kawę będzie za pól godziny. Czajniczek zabrzęczy pokrywką na piecu.
Jeszcze nie teraz. Powitania słońca - żeby było cieplej. Wszystko we mnie
trzeszczy z zimna i niechęci. Zawijam się w koce, siadam i próbuję odpłynąć.
Oddech za oddechem, umysł staje dęba . Jeszcze raz, jeszcze raz. Nie myśleć,
nie myśleć, zimno. Cholera, kiedy się rozgrzeje? Odpływam. Pokrywka brzęczy, w
domeńku ciepełko jak mówią tu wszyscy. Lekcja cierpliwości. Nie ma, że
szybciej. tyle ile trzeba, Dzień dobry życie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz