piątek, 13 marca 2015

Myśli o niebieskich migdałach

Właśnie przepłynęłam po raz kolejny moje prywatne Morze Sargassowe. Szerokie tym razem było jak jasna cholera.  Nie utonęłam, nie skoczyłam, nie oszalałam. Trochę posiedziałam sobie w śpiworze i wypłynęłam. Jak się przejdzie w życiu to czy tamto, to później jest już łatwiej. Za każdym razem trochę krócej. I mądrzej. W śpiworze, popłakałam sobie, wysnułam wnioski, przyjęłam lekcję, trochę popisałam, trochę poczytałam. Nigdy nie zdradzać siebie – pomyślałam i wylazłam. Nigdy, przenigdy i za żadną cenę, bo i tak wszystko wróci w trudniejszej wersji. Pogadałam z duszą. Jeszcze dobrze się, wbrew pozorom, nie znamy ale jest nieźle. Zaczynam wiedzieć wreszcie, czego dusza pragnie. A pragnie tego, czego zawsze pragnęła. Pragnęła już jako dzieciak mały gapiąc się w telewizor na opowieści australijskiego podróżnika. Potem dusza jeździła w Polskę. Potem dalej. Zawsze pisała pamiętniki. A potem zapomniała o sobie. Też było fajnie. Praca w kolorowych magazynach, dużo zamieszania, dom, psy. Ale czegoś duszy brakowało. Gdzieś w farfoclach, pod dywanem coś uwierało i skrzypiało czasem. I w końcu przestało skrzypieć i wybuchło. I padłam. I tonęłam. Jeszcze tydzień temu tonęłam. A teraz siedzę sobie na plaży własnego łóżka i , jakby to powiedzieć - jestem zadowolona. Dotarło – nic nie muszę. Nie słucham już porad co powinnam. Jeszcze parę dni temu w poczuciu winy i obowiązku miotałam się jak piłka do squash. A teraz idę sobie. Idę bez mapy ale idę. Ludzie jak drogowskazy z uporem i pełni dobrych intencji wskazują drogę do domów. Do własnych domów. Ja jestem w drodze. Krok za krokiem, blisko siebie, z ufnością wciąż troszkę podszytą lękiem.
Wstaję rano, otwieram okno i uśmiecham się do nieba. Leżę w łóżku i czytam książki o podróżnikach. I marzę. I rozgaszczam się w swojej nowej samotności. I jestem szczęśliwa. Właśnie tu, w ciszy, tuż przy ziemi na którą upadłam. Leżę  i macham nogami. Jem jabłko i myślę o niebieskich migdałach.  

A jak mi smutno, to sobie robię prywatna pustynię z kołdry.

fot. Kinga Kłosińska
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz