Kilka dni temu pan Jan, sąsiad o najłagodniejszym głosie na świecie,
przedstawił mi się oficjalnie. "Tyle razy już się witaliśmy, a ja się
jeszcze pani nie przedstawiłem. Jan. Niezwykle miło mi poznać panią".
Przez trzy ostatnie tygodnie mijaliśmy się na polnej drodze - pan Jan, Bary i
ja. Za każdym razem z całym szacunkiem drapałam Barego, wiekowego wilczura, za
uszami. Tym razem uprzejmości wymieniliśmy pod moim płotem. Pan Jan rwał pęki koniczyny
i krwawnika na zdrowotno
ściową nalewkę. Zioła,
serce, straszne kleszcze w tym roku, Czajkowski, dziewiąta Symfonia, to be or
not, Mickiewicz, krwawnik - tak rozmawialiśmy najprościej na świecie. "I
wie pani, trzeba wybaczać. Wybaczać, bo to najlepsze lekarstwo, lepsze niż
zioła nawet. I psy kochać trzeba, bo one to wszystko o Miłości wiedzą".
Pan Jan buduje dom. Sam buduje, bo jest sam, a
poprzedni dom spłonął. Nocami betoniarka łomocze jak szamańskie bębny. Szybko,
trzeba się spieszyć, żeby przed zimą zdążyć. A jak już dom będzie, pan Jan
pojedzie do miasta i kupi kozę. "Tanie teraz można, wie pani, kupić, za
300 złotych. Ciężko będzie ale dam radę. A tu przecież taka piękna kraina. Taka
piękna, że słów brakuje. Jak w niebie. Tak czytałem, że tam też pięknie, że nie
da się słowami naszymi powiedzieć. Ale my tu na razie".
Dziękuję Panie Boże za Pana Jana. Baremu kupię jutro parówki.
|
Wisła w Józefowie k. Otwocka, fot. Marcin Kiełbiewski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz