czwartek, 12 lutego 2015

Bogowie z szuflady

Wczorajszy dzień przesiedziałam w piżamie gapiąc się w sufit. Dzisiejszy właściwie też. A potem pomyślałam, że skoro wszyscy o tym piszą, to może warto pogadać z własną duszą. Zmęczyło mnie ciągłe proszenie o pomoc tych wszystkich Bogów, wielkich, mniejszych i tych całkiem malutkich, którzy byli teraz zdziwieni i trochę zaskoczeni moim zachowaniem. Ich pewnie zmęczyło jeszcze bardziej. Poprawiłam piżamę i ruszyłam. Z wielkim nabożeństwem ułożyłam w szufladzie wszystkich, których ostatnio zadręczałam swoją osobą. A to życiem, a to z facetem, że bez pracy albo nie tak w ogóle. Błękitny Kryszna i porcelanowa Matka Boska, ukochany obrazek Jezusa z laserowym sercem, głowa Buddy z nadłamanym uchem i kilka anielskich kart. Z wdzięcznością opatuliłam ich Wszystkich ukochanym żółtym t-shirtem, zamknęłam szufladę i wlazłam do łóżka szukać w środku tego, czego szukałam na zewnątrz. I przyszło. Nie powiem co, bo to moje. Ale po kilku godzinach wypełzłam spod kołdry wycałować mojego śpiącego obok psa. Z emfazą wyszeptałam mu do ucha wyznania miłości, a on zniósł to dzielnie. No cóż - był najbliższym w tych okolicznościach przedstawicielem Wszechświata.


fot. Kinga Kłosińska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz